Zmyślony Turysta | 23 sierpnia 2015
Po ostatnich wywrotkach i połamanych żebrach zacząłem wątpić, czy ten rowerowy styl jest naprawdę tak znakomity, swobodny i dobry dla zdrowia, jak go opiewają gehlo-entuzjaści jazdy między budynkami. Czy ta wyższość roweru nad samochodem nie jest przypadkiem nową miejską mantrą. Przyznam się – straciłem wiarę w rower. Potrzebowałem jakiegoś pocieszenia, nowego natchnienia, mentora, który nada ponownie sens tej trywialnej jeździe na dwóch zwykłych kółkach połączonych pospolitą, czerwoną ramą.
I jest, znalazłem go! Albo raczej on mnie, zresztą nie wiem, nie pytajcie, nieważne. Niezawodny i emanujący kreatywnością Richard Florida. Dzieło stare, trzynastoletnie, ale klasyki nikt o metrykę nie pyta, zresztą polskie wydanie przecież młodsze, a tam, na 188 stronie, on przemówił:
(…) odpowiedzi szukać należy wśród tych aspektów jazdy na rowerze, które odwołują się bezpośrednio do etosu kreatywności. Jazda na rowerze jest doświadczeniem wielowymiarowym. Długa przejażdżka stanowi połączenie wysiłku fizycznego, prób sprostania kolejnym wyzwaniom, uczucia ulgi, odkrywania i budowania więzi z naturą. Koncentrując się na pedałowaniu, chwytasz rytm i płyniesz z nurtem jazdy. Z umysłu usuwasz absolutnie wszystko, co absorbowało twoją uwagę – pozbywasz się zbędnego balastu. Umysł oczyszcza się i będzie go można wypełnić na nowo. Tymczasem ciało – kluczowa infrastruktura podtrzymująca pracę umysłu – odnawia się. Docierające do zmysłów bodźce są niesamowite – bez prędkości i ryku pojazdu silnikowego można naprawdę zobaczyć i usłyszeć świat. Kiedy w trakcie jazdy zaczniesz głęboko oddychać, poczujesz zapach świata: wilgotna ziemia na wsi, świeże liście, trawa. Pojawia się jeszcze jeden czynnik – satysfakcja, że udaje nam się coś osiągnąć; radość, jaka płynie ze świadomości, że poruszamy się z najwyższą prędkością, z jaką jest w stanie poruszać się człowiek wykorzystujący własną energię (ponad 30 mil na godzinę na płaskim terenie, ponad 50 mil na godzinę przy zjeździe z góry); zadowolenie towarzyszące zdobywaniu jednego z długich, piekielnie ciężkich pasm górskich w pobliżu Pittsburgha.
Żeby nikomu nie umknęło: odnowa, satysfakcja, radość, zadowolenie, a przy tym zapach świata, niesamowite bodźce i najwyższa prędkość. Liczby podane ot tak, od niechcenia, drobnostka. A ciało to kluczowa infrastruktura podtrzymująca pracę umysłu. Teraz najważniejsze:
Zastanówcie się też przez chwilę nad naturą samego aktu napędzania roweru. Poruszanie nogami w górę i w dół przekładające się na gładkie obroty kół mocno przypomina hipnotyzujący, niemalże mistyczny mechanizm działania tak ukochanego przez nas silnika spalinowego: gwałtowne ruchy w górę i w dół tłoków wprawiających wał korbowy w ruch obrotowy. Tyle tylko, że na rowerze to my jesteśmy siłą sprawczą. I sami czujemy, jak koła wprawiane są w ruch. Nie ma wątpliwości co do tego, że motocykle oferują niepowtarzalne doznania. Jestem pewien, że siedzenie okrakiem na motorze i kontrolowanie potężnego silnika między nogami może dawać olbrzymią satysfakcję. Kiedy jednak wsiadam na rower i sam staję się silnikiem, jest to doświadczenie, w wyniku którego zmiany zachodzą we mnie. Jest to doznanie kreatywne.
Powtarzam: On, gdy wsiada na rower, sam staje się silnikiem. I jest to doznanie kreatywne.
Mnie przekonał.
—
Florida, R. (2012). Narodziny klasy kreatywnej, przeł. T. Krzyżanowski, M. Penkala, Wyd. Narodowe Centrum Kultury, Warszawa.
Foto: zmyslonyturysta
Niesamowite porównanie do silnika. Opis jazdy na rowerze, z którym można sie identyfikować!