Natalia Piechota | 7 września 2014
Tenisiści rywalizują między sobą i walczą ze swoimi słabościami, a organizatorzy turniejów muszą się czasem zmagać z najgorszym wrogiem, który zazwyczaj jest ich sprzymierzeńcem – z pogodą. Najgorszym, ponieważ przez niekorzystne warunki atmosferyczne mają przeciwko sobie zawodników, kibiców, sponsorów, stacje telewizyjne i wszystkich innych, którym zależy na rozegraniu meczów według harmonogramu. Najgorszym mimo, że wszyscy już przywykli, że w Melbourne męczą upały, w Londynie pada, a w Nowym Jorku wieje…

Największą zmorą tenisowych działaczy jest deszcz. Przyjęło się, że wietrzne warunki stanowią weryfikację umiejętności technicznych graczy, a upały sprawdzają ich przygotowanie kondycyjne. O ile jednak, mecze są przerywane jedynie przy bardzo wysokich temperaturach lub silnym wietrze, o tyle nawet parę kropli na szybkich kortach (trawiastych i o nawierzchni twardej) od razu oznacza przerwę w grze. Wymaga tego bezpieczeństwo tenisistów, którzy łatwo mogą się poślizgnąć i nabawić kontuzji. Jeżeli opady trwają dłużej konieczne są zmiany w ustalonym planie gier. Na Wimbledonie i Australian Open już częściowo uporali się z tym problemem, ponieważ w obu przypadkach nad centralnymi arenami zamontowano rozsuwane dachy. Dzięki temu w trakcie trwania turnieju przynajmniej na jednym korcie mecze mogą być rozgrywane bez przeszkód bez względu na warunki pogodowe. Czytaj dalej →